Z Gronowa nad Jezioro Kamionkowskie (38)

 
Do Gronowa wybierałem się od lat. Właściwie odkąd dowiedziałem się, że w tamtejszym lesie jest pewna tajemnicza budowla - mauzoleum rodziny Wolffów - którą bardzo chciałem zobaczyć. Pierwsza myśl była taka, żeby pojechać rowerem. Jak najbardziej wykonalne, to nie jest jakoś specjalnie daleko, a na pewno w zasięgu dwóch kółek i łańcucha. Jednak odkładałem ten wyjazd tak długo, aż w końcu o nim zapomniałem, rower odwiesiłem na haku i odkryłem uroki turystyki pieszej, która - owszem - jest wspaniała, ale mocno ograniczona jeśli chodzi o zasięg.

Kilka tygodni temu, zupełnie przypadkiem, dowiedziałem się o podmiejskiej linii 111, która - jak się okazało - jeździ z centrum Torunia do Gronowa właśnie. Wiecie, ja generalnie jestem fanem podmiejskich linii MZK. Uwielbiam je, bo pozwalają mi odkrywać okolice Torunia, a w szczególności leśne tereny, które uwielbiam. W przypadku Gronowa ponownie jednak załączył mi się leń: no dobra - pomyślałem - ale mam dymać na wieś tylko po to, aby zobaczyć jakiś rozpadający się grobowiec? Może jest tam coś więcej? I zacząłem studiować mapę okolicy. Szybko okazało się, że nie tylko mauzoleum jest warte zobaczenia, w pobliżu jest też kilka innych ciekawych lokacji, ja jednak chciałem konkretnej włóczęgi przez las, a taką mógł mi zapewnić jedynie spacer do... Kamionek. Przystanek końcowy linii 111 w Gronowie i plażę Jeziora Kamionkowskiego dzielą 4,5 km. Czy to dużo? To akurat kwestia indywidualna. Jeśli o mnie chodzi, to jeśli już wychodzę w teren, to lubię się konkretnie powłóczyć, przy czym "konkretnie" to też rzecz bardzo osobista. A zatem jak trasa ma te 14-16 km, to jest tak w sam raz. Powyżej - zwłaszcza jeśli teren nie jest równy - robi się ciężko, ale do tych 20-21 km, jest w miarę znośnie, później robi się gorzej. 😉


Z przystanku do lasu wiedzie pagórkowata droga asfaltowa przecinająca pola i pojedyncze gospodarstwa. Jest ładnie i malowniczo, a sam początek listopada eksplodował pełnią barw jesieni, więc tę malowniczość trzeba podnieść do kwadratu.


Trochę się zdziwiłem, że droga do tak cennego lokalnego zabytku nie jest oznaczona, a przynajmniej ja takiego oznaczenia nie dostrzegłem. Drogowskazem był jednak dla mnie otoczony lasem dom. Vis-à-vis niego wiedzie wznosząca się aleja, na której szczycie znajduje się mauzoleum. Zbudowane w 1860 roku na planie rotundy, dziś przedstawia sobą raczej smutny widok zaniedbania. Jeśli chodzi o zdjęcia, to wszelkie ruiny fotografuje mi się znacznie lepiej niż pięknie odrestaurowane obiekty, ale gdzieś z tyłu głowy cały czas słyszę głos mojego domorosłego historyka, któremu zwyczajnie przykro, gdy zabytek niszczeje.


Mauzoleum obfotografowane, można ruszać dalej. Las łączący wsie Gronowo z Kamionkami Małymi, to głównie drzewa liściaste. A zatem można tu zastosować bardzo proste równanie: jesień + drzewa liściaste = sezonowe piękno, a tym trzeba się nacieszyć, bo szybko przemija. Jestem fanem złotej jesieni i ta włóczęga dała mi naprawdę wiele frajdy, której się nie spodziewałem. Była więc okazja, żeby zrobić kilka zdjęć makro oraz planom bardziej ogólnym. Drogę tego listopadowego przedpołudnia, miałem tylko dla siebie. Generalnie cały czas podążałem niebieskim szlakiem turystycznym, który okrąża Jezioro Kamionkowskie i biegnie dalej, aż do Chełmży.


Jednak o tym wszystkim, idąc do Kamionek, nie wiedziałem. Nie byłem nawet pewien czy uda mi się okrążyć jezioro, chociaż - jak się okazało - dało się to zrobić i to bez większego problemu. Same Kamionki, w sensie wieś, poza sezonem jest - jak każda inna stricte sezonowa miejscowość - pogrążona jakby w uśpieniu. To daje się odczuć od razu i nie chodzi mi tylko o zamknięte knajpy, pustą plażę, czy wyludnione ośrodki wczasowe. W takich miejscach, najgłośniejsza poza sezonem jest cisza. Lubię tę ciszę. Taka atmosfera ma coś z mrocznych kryminałów, albo powieści grozy. Ma coś z miasteczka Twin Peaks. I właśnie w takim miejscu wyobraźnia zaczyna pracować i kreować swoje własne historie.

Chwilę pokręciłem się po pomoście, nacieszyłem się widokami, a potem skierowałem się ku zachodniemu brzegowi.
 

Kiedy wiesz, że czeka Cię kilkanaście kilometrów marszu, na samej wodzie daleko nie zajedziesz. Spalone kalorie - przynajmniej ich część - wypada uzupełnić. Po latach praktyk, prób i błędów, zabaw z kuchenką turystyczną i wojskowymi racjami żywnościowymi, w końcu stanęło na całkowitej prostocie: kabanosy i bieszczadzkie suchary, które są bardziej kruchym i mniej kminowym odpowiednikiem wojskowych pancerwafli. Właśnie po zachodniej stronie jeziora biegnie pieszo-rowerowa ścieżka, przy której znaleźć można stoły i ławki. Fajne miejsca, aby przez chwilę odpocząć, coś przekąsić i nacieszyć widokami jeziora. W ogóle byłem mile zaskoczony tym jak okolica jest zadbana. Spodziewałem się bylejakości znanej mi z Osieka nad Wisłą, a tu... Kurczę, jest pięknie i widać, że ktoś o to wszystko dba.


A jezioro... Generalnie jeziora mają w sobie coś kojącego, uspakajającego. A przynajmniej na mnie tak działają. Nie mam pojęcia dlaczego, ale też nigdy się nad tym specjalnie nie zastanawiałem. Tak mam i skoro to jest przyjemne uczucie, chwytam je z wdzięcznością i nie zadaję pytań. 😉


Zachodni brzeg to po części teren Lasu Kamionkowskiego, z którego wąską ścieżką można dostać się na brzeg wschodni. Tam cały czas biegnie szlak niebieski, więc nawet nie ma okazji się zgubić. Wschodnia strona jest bardziej zurbanizowana. Jest tam sporo domów letniskowych, są drewniane pomosty, a wszystko to otoczone drzewami liściastymi. Obejście jeziora zajęło mi około 2h, ale pewnie 1/4 tego czasu, a może i więcej to były przerwy na zdjęcia, więc ciągłym marszem to wszystko trwa krócej.


Przed 14 byłem z powrotem na głównej plaży. Chwila odpoczynku na ławeczce i kilka minut po 14 ruszyłem w drogę powrotną do Gronowa.

Komentarze

Popularne posty