Z Silna do Torunia (33)

Tym razem zabieram Was do Silna - niewielkiej, liczącej ponad 1000 mieszkańców (dane z 2018 r.) wsi położonej niedaleko Torunia. Chciałem tu przyjechać już na początku roku, ale najpierw spadł śnieg, a potem Wisła wezbrała, więc w konsekwencji trafiłem tu dopiero w ostatni dzień maja. Do Silna jeździ linia 46 i podróż ze Skarpy zajmuje niespełna 20 minut. Swoją włóczęgę zacząłem od przystanku Silno IV. Tuż za przystankową wiatą biegnie leśna ścieżka, która prowadzi wprost do prywatnego łowiska. Zbiornik wodny jest pozostałością po żwirowni i znad jego brzegów rozciągają się piękne leśne krajobrazy. Myślę, że można obejść cały akwen, ale ja miałem przed sobą jeszcze długą drogę, a zatem skupiłem się tylko na kawałku północnej i zachodniej linii brzegowej. Właśnie przy zachodniej wiodła ścieżka czy raczej piaszczysta droga, którą miałem zamiar się dostać nad Wisłę. Po drodze była okazja przetestowania chińskiego filtra do zdjęć makro. Efekt możecie zobaczyć na zdjęciach z kozibrodem łąkowym (to takie żółte ツ) oraz z (chyba) przekwitłym kwiatem dzikiej róży. Może szału i nie robią, ale za 12 zł nie spodziewałem się nie wiadomo czego.

Trzymając się ścieżki docieram do kolejnego punktu na trasie mojej włóczęgi. Mijam starą myśliwską ambonę i jakieś 100 m dalej, po lewej dostrzegam między drzewami pomnik. Pomnik jest usytuowany na niewielkim wzniesieniu i szczególnie o tej porze roku, kiedy jest już gęsto i zielono, łatwo go przegapić. Miejsce pamięci poświęcono mieszkańcom Silna i okolic, którzy w latach II wojny światowej zginęli z rąk niemieckiego okupanta.
Idąc dalej leśnym duktem docieram do ulicy Wiślanej. To tutaj stoją resztki spalonej w 2016 roku komory celnej z końca XIX wieku, a nieco dalej klasyczna wiejska kapliczka w formie krzyża. Ten krzyż w mojej włóczędze jest drogowskazem. Jestem tu pierwszy raz i trasę sprawdzałem wcześniej jedynie na mapach satelitarnych, wiem jednak, że moja droga nad Wisłę wiedzie za kapliczką. I faktycznie jest tam wydeptana ścieżka, a także żeliwny słupek z orłem i rokiem 1928. Jak udało mi się dowiedzieć słupek ten upamiętnia wielką powódź jaka nawiedziła te tereny właśnie w 1928 roku. Jeśli to rzeczywiście prawda, a nie mam powodu, aby to negować, to Wisła była wtedy cholernie wysoko i niewiele brakowało, aby zalało domy.
Po tych wszystkich historycznych ciekawostkach, które skądinąd bardzo lubię i z zapałem ich wyszukuję, wchodzę na dziki szlak wzdłuż brzegu Wisły. Trasa prosta, pod warunkiem, że wie się kiedy z niej zejść, a zatem... ruszajmy.
Mocno zaskoczył mnie urok tego szlaku. To jedna z bardziej malowniczych tras jakie pokonałem ostatnimi czasy. Pora roku też wydaje się odpowiednia, bowiem do atrakcyjnych krajobrazów dochodzą ujęcia makro ze ślimakami, ważkami i roślinami - czyż częściowo oświetlony przetacznik ożankowy wygląda cudownie?

 
Opuszczam Silno i wchodzę do Grabowca. Tutaj, na nadwiślańskich terenach, granica to rzecz względna i nieistotna, ale właśnie w Grabowcu na odcinku około pół kilometra, tuż nad brzegiem rzeki rozciąga się starodrzewie i właśnie tam zaczyna się magia. Może to tylko moje złudzenie, ale odniosłem wrażenie, że panuje tam swego rodzaju mikroklimat, w którym po prostu czułem się dobrze. Przejście pół kilometra nie zajmuje jednak zbyt wiele czasu i przyszła pora wrócić do cywilizacji.
Tę cywilizację widać już z daleka, jak choćby pod postacią fragmentów mostu autostradowego, komina grębocińskiej elektrociepłowni czy zabudowań Grabowca. I właśnie za starodrzewiem trzeba przejść polną drogą na północ w stronę głównej ulicy i ścieżki rowerowej Toruń-Osiek. Po drodze odbiłem jeszcze pod most Armii Krajowej, bo po prostu lubię to miejsce, a potem już Złotoria ze swoją zróżnicowaną i historyczną architekturą.
I tak docieram do toruńskiego Kaszczorka. Do miasta dostaję się zabytkowym drewnianym mostem, z którego roztacza się cudowny widok na dziką Drwęcę. Do domu wracam piechotą. Ulicą Na Przełaj (to tam stoi ten krzyż z powyższego zdjęcia) dostaję się na Skarpę i resztę drogi aż do szpitala dziecięcego pokonuję włócząc się przez las.

W sumie przeszedłem ponad 15 km, ale jeśli nie czujecie się na siłach, to spokojnie można uciąć z tego piątkę. Wystarczy, że w Złotorii czy na końcu Kaszczorka złapiecie autobus.

Komentarze

Popularne posty